Translate

wtorek, 3 maja 2016

"Potop polski" czyli zdobycie Szwecji

Dziś udamy się w podróż na północ Europy, mianowicie do Szwecji!
W kraju trzech koron bawiłem latem 2009 i  przy okazji odbyłem rejs promem do Karlskrony.
Przygodę zaczynamy w Gdyni, z której wyruszyliśmy na przedłużony weekend do pięknego, co prawda małego, ale jakże urokliwego miasta. Na promie, który płynie przez całą noc jest bardzo dużo atrakcji, które zapewniają wiele miłych wspomnień.Osobiście najmilej zapamiętałem Bingo, w które jednak o włos przegrałem, a nagroda to nie lada gratka, czyli litr zimnej wódki.
Po przybyciu na ląd udałem się do hotelu usytuowanego w sercu Karlskrony.
Niewątpliwą ciekawostką jest fakt, iż w szwedzkiej społeczności znajomość języka angielskiego stoi na bardzo wysokim poziomie, do tego stopnia ze programy telewizyjne nadawane są właśnie po angielsku lub ze szwedzkimi napisami.

Intrygująca zjeżdżalnia,nad brzegiem morza,Karlskrona 2009

Podczas pobytu na pewno warto odwiedzić muzeum morskie, w którym zobaczymy bardzo dużo starych statków, możemy je zwiedzić bardzo szczegółowo.

Muzeum Marynarki, Karlskrona 2009

Karlskrona składa się z wielu wysepek połączonych mostkami. Można przepłynąć między nimi stateczkiem za rozsądne pieniądze. Miasto, liczące około 32 tys mieszkańców, wpisane jest na listę UNESCO 

Mostek łączący wyspy, Karlskrona 2009 

Podsumowując, Karlskronę polecam na letni około weekendowy wyjazd dla całej rodzinny. Ceny są stosunkowo przystępne a i prom możemy zarezerwować po atrakcyjnych cenach. Jest to niewątpliwie ciekawe spędzenie czasu w nowym środowisku.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Od tego wszystko wszystko się zaczęło ... #Irlandia


Witam was na moim blogu ! 

Witaj Irlandio !

W pierwszym wpisie chciałbym opowiedzieć o mojej pierwszej zagranicznej podróży, która odbyła się w 2008 roku. Na pierwszy ogień leci Irlandia i jej stolica, mianowicie Dublin!
Spędziłem tam około 2 tygodni, uważam iż to wystarczająco dużo czasu, aby zwiedzić Dublin jak i wybrać się w inne zakątki wyspy.
Wtedy to odbył się mój pierwszy lot samolotem, który był dla mnie wielkim przeżyciem, tym bardziej, że lot był opóźniony o trzy godziny ze względu na bardzo złe warunki atmosferyczne.
Po opuszczeniu samolotu w środku nocy udałem się na nocleg, a od rana miałem zacząć nową przygodę w swoim życiu. Tak tez było, już jako chłopak z podstawówki miałem zamiłowanie do zwiedzania i chciałem zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie.
Kraj słynący z piwa Guinness zaskoczył mnie bardzo pozytywnie... Do niewątpliwych zalet mógłbym zaliczyć spokój, otwarcie ludzi a właściwie Polaków, którzy są dosłownie wszędzie. Jadąc tam, miałem plan podszlifowania swojego angielskiego, niestety nawet przy zamawianiu lodów zastanawiając się jakie chcę, pani rozpoznała we mnie Polaka i zapytała po polsku "Jakie lody podać?" Już wtedy wiedziałem, że moje próby nauki języka będą ograniczone:)
Bardzo ciekawą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę był fakt, iż promocje w sklepach to naprawdę okazje a nie, jak to często bywa u nas w kraju, manipulowanie klientem. Udało mi się podczas wyjazdu nabyć kurtkę, buty czy spodenki po bardzo okazyjnych cenach np. za spodenki Arsenalu Londyn zapłaciłem 4 euro, to naprawdę okazyjna cena.
W Irlandii, tak jak w Anglii, panuje ruch lewostronny oraz jeżdżą piętrowe autobusy, które są niewątpliwie ciekawym urozmaiceniem wizerunku miasta.
Ciekawe było podejście księdza w kościele w Dublinie, miałem okazję uczestniczyć we mszy w której dostrzegłem parę różnic, które są  na plus dla irlandzkiego kościoła.
Podczas mszy ofiara na tacę jest zbierana dwukrotnie ze znana intencją np. na odbudowe kościoła, dzieci spędzają mszę w salce, w której jest prowadzona nauka właśnie dla najmłodszych, komunii mogą udzielać wierni, co było również sporym zaskoczeniem. Z racji tego, że wiernych jest naprawdę mało, porównując np. do Polski, ksiądz pożegnał się z nami uściśnięciem dłoni przy wyjściu ze świątyni. W Irlandii można bez problemu dostrzec kłódki na drzwiach kościołów, co pokazuje głęboki kryzys wiary w tym państwie.
Kraj, który jednoznacznie kojarzy się z kolorem zielonym nie jest nastawiony na turystów, więc mogłem spokojnie i bez większych ścisków zobaczyć to, co mnie interesowało.
Podczas mojego pobytu wybrałem się na drugi koniec wyspy do miasta Galway, które liczy około 75 tys mieszkańców. Jest to niezwykle urokliwe miasto, w którym się zakochałem i zawsze będę je bardzo miło wspominał. Właśnie w Galway miałem okazję wykąpać się w lodowatym Oceanie Atlantyckim.
Po tym wyjeździe wiedziałem, że jestem głodny świata i najszybciej jak się da wybiorę się w kolejną
podróż!
Proszę o Twoją opinię w formie komentarza ;)

Ocean Atlantycki, Galway 2008